Zmień rozmiar czcionki

Zmień kontrast

Pozostałe

15. Międzynarodowy Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych (2009 r.)

Drodzy Państwo,
tworząc tegoroczną edycję Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych starałam się jak najpełniej poruszyć temat „estetyki współczesnego teatru”. Jednak o estetyce nie chcę pisać. Tego tematu będziemy dotykać każdego wieczoru, spotykając się w teatrze na kolejnych festiwalowych spektaklach.

W tym miesiącu podziękować z całego serca wszystkim tym, którzy wspierali mnie przez ostatnie 15 lat. Całemu środowisku teatralnemu, dzięki któremu miałam możliwość realizacji marzeń, albowiem marzenia rozwijają świat i tworzą nową wartość. Dyrektorom, reżyserom i scenografom, którzy często wychodząc naprzeciw, nawet najbardziej stereotypowym pomysłom, wykazywali wielką determinację. Dzięki wspólnej rozmowie mogliśmy przezwyciężyć najtrudniejsze przeszkody nie naruszając tkanki artystycznej dzieła. To wielokrotnie utwierdzało mnie w przekonaniu, że każdy twórca wiele może pokonać jeśli po drugiej stronie ma ważnego partnera.

Dziękuję publiczności festiwalowej za ogromne zaufanie i podążanie wspólną drogą. Stworzyliśmy nową wartość, która między nami, twórcami i publicznością, zbudowała uczciwą rozmowę i stworzyła symbiozę, dzięki której nasz festiwal jest nadal w drodze – to niepowtarzalna siła.

Jeszcze raz wszystkim bardzo pięknie dziękuję, do zobaczenia w teatrze,

 pozdrawiam serdecznie,
Ewa Pilawska

REPERTUAR 15MFSPiN

WYDARZENIA TOWARZYSZĄCE

 



Szanowni Państwo!

 

Serdecznie witam uczestników i gości XV Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych.

Z radością przyjmuję wiadomość, że i w tym roku pasjonaci dobrego, współczesnego teatru nie zapomnieli o łódzkim festiwalu. Ogromne zainteresowanie repertuarem dowodzi, że Teatr Powszechny nie zawiódł oczekiwań. Jak co roku pragnie zaprosić do dialogu na temat losu człowieka w coraz bardziej niepokojącej teraźniejszości. Jestem przekonany, że również forma po jaką sięgnęli twórcy spektakli dostarczy Państwu satysfakcji i będzie przekonującym dowodem na to, że teatr współczesny rozwija się, odkrywa nie tylko nowe tematy, ale również nowe środki artystycznego wyrazu. Dumą napawa mnie myśl, że dzięki inicjatywom takim jak Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych Łódź może być miejscem, które wspiera i promuje poszukiwania artystyczne.

Z ogromną radością przyjmuję tak duże zainteresowanie festiwalem, którego oferta nie należy do kategorii prostej rozrywki. Stanowicie Państwo wymagającą widownię o wysokich oczekiwaniach, nie tylko wobec dzieła artystycznego, ale również wobec samych siebie. Pragnąc zrozumieć odsłony współczesności nie obawiacie się zadawać trudnych pytań, nie unikacie głębokich emocji, nie cofacie się przed nowymi doświadczeniami. To rzadkie i cenne w świecie, który ucieka od refleksji nad ludzką naturą i nieprzyjemnymi stronami życia.

Życzę twórcom festiwalu udanej imprezy. Jestem przekonany, że w tym roku, nie tylko z uwagi na jubileusz 15-lecia, na scenie Teatru Powszechnego pojawią się dzieła najwyższej klasy.

Jerzy Kropiwnicki

Prezydent Miasta Łodzi

 

 

 

Czy myśli Pan/Pani, że Festiwal ma wpływ na życie kulturalne Łodzi i na inicjatywy teatrów i instytucji kultury?

XV edycja Międzynarodowego Festiwalu Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych winna przekonać największych sceptyków, że kulturze niestraszne przeciwności losu i nie tylko losu, jeśli ktoś ma dobry pomysł, trochę uporu i wiele talentów. Tym „ktosiem” jest, rzecz jasna (proszę o wybaczenie, kadzę bezinteresownie) p. Dyrektor Ewa Pilawska z Zespołem, która z takiego sobie festiwalu o nieco rozrywkowym, pasującym do tradycyjnego emploi Teatru Powszechnego wypracowała imprezę o międzynarodowym zasięgu. Festiwal rozrósł się nie tylko terytorialnie. Zapuścił korzenie „w głąb”. Stał się miejscem spotkań najważniejszych wydarzeń teatralnych, a w ślad za tym miejscem dyskusji o kondycji współczesnego teatru. Łodzianie pokochali go od pierwszego wejrzenia. Ale, co ważniejsze, pokochali go znamienici reżyserzy, aktorzy i krytycy, którzy na stałe wpisują do swoich kalendarzy na przełomie lutego i marca słowo Łódź z wielkim wykrzyknikiem.

Mamy w Łodzi 70 różnych festiwali kulturalnych. Można się z tego tylko cieszyć. Warto jednak pamiętać, że każdy następny rodził się, ponieważ poprzednicy udowadniali, że nie ma rzeczy niemożliwych, a głód wydarzeń artystycznych ciągle jeszcze nam, zjadaczom chleba, doskwiera.

Iwona Śledzińska-Katarasińska

Posłanka Platformy Obywatelskiej

 

Każde spotkanie widza z aktorem na scenie jest wydarzeniem kulturalnym. Przewrotnie nazwa festiwalu daje możliwość świadomego oceniania sztuki, jest doskonałym argumentem, by bez pretensji określić, czy „przyjemna to sztuka była”, czy może jednak nie. Specyfika tego Festiwalu jest motywacja do tworzenia podobnych inicjatyw: takich, gdzie spotykają się twórcy i odbiorcy sztuki, gdzie można podyskutować o kondycji współczesnego teatru, w końcu takich, które przyciągną tłumy szczęśliwie łapiące ostatnie miejscówki. A taka kulturalna wizytówka jest chyba najlepszą wizytówką miasta.

Karolina Goławska

Doktorantka Wydziału Filologicznego UŁ

 

Miałem przyjemność uczestniczyć we wszystkich czternastu edycjach festiwalu i musze powiedzieć, że jestem – jeśli można tak powiedzieć – jego wiernym widzem. Co prawda gdyby teraz zapytała mnie Pani o szczegóły tych czternastu edycji, to mógłbym mieć pewien problem z odpowiedzią. Obawiam się bowiem, że atmosfera poszczególnych festiwali i obrazy z prezentowanych na nich spektakli nakładają się na siebie w pamięci. Ale chce podkreślić, że dla mnie uczestnictwo w tym festiwalu było i jest prawdziwą przyjemnością i uważam, że jest to niezwykłe wydarzenie teatralne w naszym mieście, które powinno cieszyć każdego miłośnika teatru. Jestem w miarę uważnym obserwatorem tego, co się dzieje w łódzkiej kulturze i musze przyznać, że – od dłuższego czasu – z pewnym ubolewaniem dostrzegam, iż w Łodzi brakuje instytucjonalnej współpracy w promowaniu kultury. Nie widać wspólnoty interesów samorządowych władz miasta i województwa, teatrów i instytucji kultury w ogóle, ale także zdecydowanego wsparcia w łódzkich mediach. Niekiedy wręcz z niedowierzaniem patrzę, jak wydarzenia, które są swoistymi „lokomotywami” dla naszego, ubiegającego się o miano Europejskiej Stolicy Kultury miasta, spotykają się z brakiem zainteresowania ze strony instytucji odpowiedzialnych za promocje i oprawę medialną. Dlatego trudno mi wskazać, czy, i w jaki sposób Festiwal wpływa na inicjatywy innych teatrów lub instytucji. Z całą pewnością jednak jest on ważnym elementem życia kulturalnego, i jedną z tych imprez, które – dzięki prezentacji najbardziej znaczących polskich spektakli, a od dwóch edycji również zagranicznych – mogą pomóc Łodzi jako kandydatowi do tytułu ESK 2016.

Grzegorz Matuszak

Profesor UŁ, Senator RP

 

Festiwal jak festiwal… nie zawsze jest przyjemny. Ważne jednak, że łodzianie go pokochali i zaakceptowali. Dzięki Powszechnemu do naszego miasta przyjeżdżają spektakle, które w innych okolicznościach nie mogłyby się tu pojawić. To dzięki dyrektor Pilawskiej łódzka publiczność mogła obejrzeć dzieła m.in. Lupy, Jarzyny czy Warlikowskiego bez konieczności wydawania dodatkowych pieniędzy na podróże do Krakowa czy Warszawy. Powszechny swoim Festiwalem wyznaczył poziom, do którego muszą równać pozostałe łódzkie sceny.

Joanna Borkowska

Absolwentka Teatrologii UŁ

 

Minęło tylko i aż 15 lat od zorganizowania przez Teatr Powszechny w Łodzi pierwszego Festiwalu Sztuk Przyjemnych (i Nieprzyjemnych). „Tylko”, bo w ciągu stosunkowo krótkiego czasu powstał w Łodzi Festiwal, który stał się jednym z najważniejszych wydarzeń teatralnych w Polsce, miejscem prezentującym to, co w polskim teatrze najbardziej wartościowe, interesujące, odkrywcze. „Aż”, bo wydaje się, że tak było zawsze, od zawsze Pani Dyrektor Ewa Pilawska, dyskretnie witała gości w drzwiach teatru, a następnie oficjalnie otwierała Festiwal ze sceny teatru, od zawsze zasiadaliśmy w fotelach by obcować ze Sztuką przez duże S. Festiwal jest dzisiaj jednym z najważniejszych wydarzeń artystycznych w Łodzi, jednym z najważniejszych festiwali teatralnych w Polsce, piękną wizytówką naszego miast. Jako jeden z pierwszych znaczących ogólnopolskich festiwali zmienił on na zawsze wizerunek kulturalnej i teatralnej Łodzi i wysoko ustawił poprzeczkę innym teatrom i instytucjom kulturalnym. Zmusił do inicjatywy, specjalizacji i zdrowej konkurencji. Dał dobry przykład jak połączyć świetną organizację z wydarzeniem kulturalnym na najwyższym artystycznym poziomie. Niewątpliwie sukces Festiwalu znacznie wzmocni starania Łodzi o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury. Chciałbym bardzo serdecznie pogratulować Pani Dyrektor Pilawskiej i całemu zespołowi Teatru Powszechnego tego wspaniałego jubileuszu, który dowodzi, że nie ma rzeczy niemożliwych. Wystarczy cel i wizja dokonania rzeczy ważnych poparta pasją, optymizmem, wiara w sukces i determinacja. „Teatr to kilka desek i kilka namiętności” powiedział Molier. Deski Teatru Powszechnego będą gościnne dla zespołów Polski i Europy jeszcze przez długie lata, a namiętności na pewno nie zabraknie. Ani zespołowi Teatru ani widzom.

Jerzy Czubak

Prezes Amcor Rentsch Europa

 

Zdecydowanie tak. Chyba wszyscy, nawet niezainteresowani, wiedzą, że MFSPiN istnieje. Podczas intensywnego zimowego miesiąca życie kulturalne Łodzi skupia się właśnie wokół teatru. A z roku na rok repertuar jest ciekawszy. Festiwal stawia wysoką poprzeczkę innym wydarzeniom kulturalnym w mieście i – jak do tej pory – jest liderem. Wprowadza też zdrową konkurencje w walce o widza.

Katarzyna Seweryniak

Studentka Teatrologii UŁ

 

Trudno w kilku zdaniach ocenić rangę i rolę, mającego piętnastoletnią już tradycję, Festiwalu. Jest to przedsięwzięcie, które w istotny sposób wzbogaca ofertę kulturalną naszego miasta. Od początku budził on we mnie sympatię, a metamorfoza, którą Festiwal przeżywa daje nam jeszcze jeden argument w staraniach o tytuł Europejskiej Stolicy Kultury w 2016 roku. Od krajowego „przeglądu” impreza przechodzi do formuły problemowej, w międzynarodowej obsadzie, dającej coraz więcej satysfakcji widzom, ale zapewne także organizatorom, którzy stawiają przed sobą coraz wyższe zadania.

Dla nas – łodzian – jest to po trosze okno na świat teatralny, co oczywiście nie jest bez znaczenia, ale istotniejsze dla naszych ambicji jest to, że ogarniający nas kryzys nie pochłonie tej inicjatywy, że plany wzbogacenia Festiwalu o platformę dyskusyjną i , daj Boże, potężny mecenat, który pozwoli na zapraszanie do Łodzi, kogo tylko teatralna dusza zapragnie, uczynią z Łodzi mekkę dla najlepszych scen Europy i świata.

Zbigniew W.Nowak

Redaktor naczelny miesięcznika „Tygiel Kultury”

 

Nie ulega wątpliwości, że festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych ma wpływ na życie kulturalne Łodzi i jej mieszkańców. Jest to jedna z ważniejszych, o ile nie najważniejsza impreza kulturalna w naszym mieście. Wielkie nazwiska i wspaniałe przedstawienia z całej Polski ściągnięte na łódzkie sceny dają niepowtarzalną okazję zasmakowania sztuki na najwyższym poziomie.

Festiwal Sztuk Przyjemnych i Nieprzyjemnych na pewno podnosi poprzeczkę wszystkim innym łódzkim instytucjom kultury i organizującym podobne wydarzenia, niemniej jest to jedyny festiwal, który zaprasza zawodowców z całej Polski. Dziwi mnie to tym bardziej, że z roku na rok bilety na Festiwal Teatru Powszechnego znikają w coraz szybszym tempie, co niewątpliwie świadczy o zapotrzebowaniu łodzian na tego typu wydarzenia.

Joanna Rybus

Studentka Filologii Angielskiej i Teatrologii UŁ

 

 

wypowiedzi zebrała Anna Maria Dolińska

 

REPERTUAR 15. MFSPiN

 

Stanisława Przybyszewska Sprawa Dantona, Teatr Polski Wrocław

Opracowanie tekstu, reżyseria, sample i skecze mentalne: Jan Klata

Opracowanie tekstu i dramaturgia: Sebastian Majewski

Scenografia: Mirek Kaczmarek

Ruchy sceniczne: Maćko Prusak

Reżyseria światła: Justyna Łagowska

Koordynator projektu: Hanna Frankowska

Obsada: Kinga Preis, Anna Ilczuk, Katarzyna Strączek, Marcin Czarnik, Wiesław Cichy, Wojciech Ziemiański, Bartosz Porczyk, Andrzej Wilk, Marian Czerski, Edwin Petrykat, Zdzisław Kuźniar (gościnnie), Mirosław Haniszewski, Rafał Kronenberger, Michał Opaliński, Michał Mrozek

czas trwania: 2 godz.40 min (bez przerwy)

premiera: 29 marca 2008 r.

 

Jan Klata o Sprawie Dantona:

O spektaklu: „To nie jest tylko spektakl historyczny, który przedstawia rewolucję francuską skrojoną u progu dwóch postaci Dantona i Robespierre’a. Jest on analizą świata, przemian, jakie były w Polsce, z jednego ustroju do drugiego, o rewolucji bolszewickiej, o tej z 68 roku, o rewolucji estetycznej, kultury masowej, o wszystkich rewolucjach, tych za i przed nami. Spektakl jest opowieścią o narodzinach nowego społeczeństwa, które rządzi się nowymi prawami”

O oprawie scenicznej: „W spektaklu kostiumy są historyczne. Z kolei sama scenografia już taka nie jest. Przestrzeń rezonuje z każdym tekstem mówionym, ona mówi o przewrocie. O tym, co zostało rozwalone, a co zbudowane.

O widzu: „Teatr, który robię to nie tylko rozrywka. Jest ważne to, co się dzieje na scenie. Albo spektakl jest obdarzany uczuciem przez powiedzmy 300 osób, albo więdnie… Polska publiczność jest kapitalna, a każdy spektakl jest dla mnie zaszczytem. Czuję, że jest dla kogo robić to wszystko.”

*************

Paradoks: rewolucjonista Jan Klata, robiąc spektakl o rewolucji, wśród slapstickowych scen i gagów rozsiewa ostrzeżenia przed wszelkimi przewrotami o totalnym zasięgu, także przed ożywczymi przewrotami w kulturze.

Jan Klata uniwersalny? Dotąd przeprowadzka z działu „aktualnych konkretów” do działu „uogólnień na temat natury świata” zdarzyła mu się tylko raz, przy (świetnej skądinąd) Orestei ze Starego Teatru w Krakowie. Wcześniej reżyser nie spuszczał z oczu współczesności. Był jednoosobowym oddziałem interwencyjnym, który przybywał do Wałbrzycha, Gdańska lub Warszawy i przeprowadzał rozpoznanie walką, diagnozował najbardziej palące problemy, wyciągał je na scenę i rozkręcał wokół nich kontrowersyjne show.

Sprawa Dantona na tle…córki Fizdejki, Fanta$ego czy ostatnich Szewców u bram wydaje się dziełem wolnym od bieżącej publicystyki. Czyżby Klatę czekał los Krzystofa Warlikowskiego, który od czasu Kruma i Aniołów w Ameryce nie jest już dla konserwatystów obrazoburcą, lecz mistrzem? Czy teraz o Klacie będziemy czytać „rewolucjonista dojrzał”, „bunt się ustatecznił”?

Joanna Derkaczew, Gadające Głowy u Klaty, „Gazeta Wyborcza”, 02.04.08

Teatr Jana Klaty zwykle walczy o to, żeby wywołać protest lub zachwyt. Ale są spektakle, w których reżyser odrzuca rolę trybuna ludowego. We wrocławskiej Sprawie Dantona zastanawia się, czym jest polityka: wcielaniem idei w czyn? Panowaniem nad masami? Międzyludzkimi szachami? Śledzi proces przemiany idealisty w terrorystę, bohatera w błazna, sprzedawczyka w niewinną ofiarę. (…) W jednym dosadnym skrócie reżyserskim zawiera się opinia Klaty o rewolucji. Oto święta pieśń Marsylianka zostaje odegrana przez Robespierre’a na włączonej pile mechanicznej. Warkot wzywa na barykady. Jeszcze chwila, a kieszonkowi makiawele przerżną wszystko na amen. Rewolucja to nie jest próba zmiany świata – to chęć zniszczenia świata. Może i Klata jako teatralny wojownik lubi zamęt, zadymę, iskrzenie nowych form. Ale teraz podkreśla bez żadnych wątpliwości: lepiej o rewolucji gadać niż ją robić.

Łukasz Drewniak, Marzenia ściętej głowy, „Dziennik – dodatek Kultura”, 04.04.08

 

 

Tony Kushner Anioły w Ameryce, TR Warszawa; przekład: Jacek Poniedziałek

Reżyseria: Krzysztof Warlikowski

Scenografia: Małgorzata Sczęśniak

Muzyka: Paweł Mykietyn

Reżyseria świateł: Felice Ross

Film: Paweł Łoziński

Songi: Adam Falkiewicz

Stylizacja fryzur i peruki: Robert Kupisz

Make-up: Gonia Wielocha

Rzeźby: Zofia Remiszewska, Dominik Dlouhy

Efekty malarskie: Arkadiusz Sylwestrowicz

Obsada: Roy Andrzej Chyra, Maciej Stuhr, Maja Ostaszewska, Tomasz Tyndyk, Jacek Poniedziałek, Rafał Maćkowiak, Magdalena Cielecka, Stanisława Celińska, Zygmunt Malanowicz, Danuta Stenka, Bogusława Schubert

Czas trwania: 5 godz. 30 min (1 przerwa)

Premiera: 17 lutego 2007 r.

 

W tej inscenizacji Aniołów w Ameryce jest olbrzymia czułość. Odnaleźć w niej można charakterystyczny nastrój Warlikowskiego, skomponowany z plastycznego piękna, mrocznej reżyserii i niezwykłego prowadzenia aktorów. To polski sposób gry, który łączy amerykańską precyzję z podskórnym ładunkiem emocjonalnym. Aktorzy ani na chwilę nie słabną. Są na tak wysokim poziomie i z człowieczeństwem tak czystym, że mogliby nas prowadzić do rana, kiedy spektakl się kończy, ponad strachem i śmiercią, przez to pozdrowienie adresowane do każdego: „Jesteście wspaniali, wszyscy. Błogosławię was. Niech życie trwa”.

Brigitte Salino, La difficulté d’être homosexual, „Le Monde”, 18.07.08

 

Ten wybór reżyserski od samego początku budził olbrzymie emocje. Najpierw pierwowzór literacki – głośna sztuka Tony’ego Kushnera, przez jednych uznana za współczesne arcydzieło, przez innych traktowana jako pełna gazetowych frazesów publicystyka, przerost ambicji nad rzeczywistą treścią. Rozległa panorama Ameryki przełomu ósmej i dziewiątej dekady ubiegłego stulecia rysowania poprzez pryzmat wykluczonych z oficjalnego społecznego obiegu – wszelkiej maści mniejszości: od seksualnych aż do religijnych. Obraz świata, który nieodwracalnie wypadł z ram w śmiertelnym lęku przed nierozpoznanym do końca zagrożeniem. Dokument epoki, a jednocześnie wizja bez mała futurystyczna, która dopiero miała nabrać nieubłaganie realnych kształtów. Kushner nazywał obiekt przerażenia jednoznacznie AIDS. Dziś kategorie się rozszerzyły i Anioły w Ameryce można uważać za dzieło poruszające o wiele szerszą paletę tematów. Dla sztuki, która – jak przedstawienie Warlikowskiego – brzydzi się doraźnością, ich wypunktowywanie nie ma sensu. (…) Aniołami w Ameryce Warlikowski kontynuuje nurt poszukiwań zapoczątkowany – w tej tonacji emocjonalnej – przez wcześniejszego o dwa lata Kruma. Że nie interesuje go załatwianie jasno określonych spraw, wprzęganie teatru w tryby publicystycznej machiny. Nie tracąc niczego z panoramy stworzonej przez Kushnera, patrzył głębiej i bardziej wnikliwie. Rozdawanie razów i budowanie prostych opozycji zastąpił empatią wobec bohaterów. Wreszcie, wychodząc od bólu konkretu, na koniec ów konkret zastępował metaforą. Dlatego tez oderwał swą inscenizację od z aptekarską dokładnością określonego czasu. Jego Anioły…zyskały przy tym rangę współczesnej apokalipsy, której doświadczamy już dziś nieświadomie albo dotkniemy jej za chwilę. Zanów czekam na Anioły w Ameryce bo to jest teatr, który raz na zawsze odbiera błogi spokój. I rośnie w głowie, przed oczami do niespodziewanych z początku rozmiarów. Robi niezwykłe wrażenie rozpięcie tego widowiska między czułością i bólem, niemożnością doświadczenia miłości a gniewem, że nie da się zmienić gdzieś zapisanych wyroków. Zachwyca współistnienie świata rzeczywistego i sfery fantasmagorii postaci.

Jacek Wakar, Anioły w Ameryce – czułość i ból, „Dziennik”, 04.07.08

 

Plotka adaptacja sceniczna oparta na scenariuszu Francisa Vebera, przekład: Barbara Grzegorzewska,

Reżyseria i opracowanie muzyczne: Norbert Rakowski

Scenografia: Wojciech Stefaniak

Asystent reżysera: Beata Ziejka

Obsada: Grzegorz Pawlak, Piotr Lauks, Stanisław Biczysko, Karolina Łukaszewicz, Marek Ślosarski, Beata Ziejka, Magdalena Dratkiewicz, Maciej Więckowski, Janusz German, Artur Zawadzki, Masza Bogucka, Damian Kulec

Czas trwania: 2 godz. 20 min (1 przerwa)

Premiera: 17 maja 2008

Plotka to komedia o czasach politycznej poprawności. (…) Z czego śmiać się na Plotce? Z obowiązującej politycznie poprawności, powstałej przeciwko seksistowskim i rasistowskim stereotypom. Z naszych czasów, w których nie można mówić, co się myśli, lecz tylko to, co mówić można. To dopiero rodzi stereotypy. Dziś gej po prostu musi być wartościowy. (…) Gra stereotypami sprawia, że widzowie, co jest ideałem komedii, są mądrzejsi od fikcyjnych bohaterów. Nie śmieją się z grepsów, lecz bawią się dwie kwestie naprzód, zanim ktokolwiek się odezwie. To jest wielki atut Plotki.

Leszek Karczewski, Gra w stereotypy, „Gazeta Wyborcza”, 20.05.08

Dzisiaj to, co atrakcyjne, jest pożądane. Asertywność jest potężna siłą. Liczy się tylko efekt, choćby iść „po trupach”! W takim świecie szczerość, szlachetność i prostoduszność nie mają racji bytu. 40-letniemu księgowemu grozi utrata pracy, odchodzi od niego żona, życie wymyka mu się z rąk. Nie mając nic do stracenia decyduje się na ryzykowny krok: plotka dotycząca jego preferencji seksualnych uruchamia serię absurdalnych i chwilami zabawnych zdarzeń. Przekonajmy się jaka jest siła zwykłej plotki. Czy jest ona w stanie zmienić czyjeś życie?

(materiał teatru)

 

 

Wymazywanie wg Thomasa Bernharda, Teatr Dramatyczny, Warszawa

Scenariusz, reżyseria i scenografia: Krystian Lupa

Muzyka: Jacek Ostaszewski

Asystent scenografa: Piotr Skiba

Obsada: Piotr Skiba, Jadwiga Jankowska-Cieślak, Adam Ferency, Jolanta Fraszyńska, Agnieszka Roszkowska, Wojciech Wysocki, Andrzej Szeremeta, Maja Komorowska (gościnnie), Władysław Kowalski, Waldemar Barwiński, Miłogost Reczek, Marcin Troński, Małgorzata Niemirska, Marta Król, Sławomir Grzymkowski, Agnieszka Wosińska, Krzysztof Dracz, Marcin Dorociński, Krzysztof Szekalski, Jerzy Jaroszyński, Dominik Cziao, Jaga Dolińska, Paweł Adamko

Czas trwania: 5 godz. 30 min (1 przerwa)

Premiera: 10/11 marca 2001

Powieść życia Bernharda stała się podstawą (…) arcydzieła Lupy, niemal siedmiogodzinnej przypowieści o rozliczeniu artysty z domem, przeszłością, ze światopoglądem. Zdanie Marii (wybitna Maja Komorowska): „Nie można pisać samym bólem”, zabieraliśmy do domu, by o nim myśleć, myśleć, myśleć. (…) Lupa sięga po tekst Thomasa Bernharda. Austriacki pisarz, który polski rozgłos zawdzięcza właśnie reżyserskiej działalności Lupy, bywa przez niego nazywany artystycznym alter ego. A stały temat jego twórczości – nieustanna wędrówka artysty złączona z jego pełna smutku alienacją, wyobcowaniem z zewnętrznego świata, przy jednoczesnej pielęgnacji wybujałego ego zdaje się wytyczać drogę polskiego twórcy. Dochodzi do tego jeszcze jeden, tak ważny dla Lupy temat poszukiwania domu, próby składania w jedną całość kawałków nieodwracalnie zdeformowanej rzeczywistości. Taki świat i takie emocje czuliśmy, śledząc Lunatyków Bracha w krakowskim Starym Teatrze i (…) Wymazywanie.

Jacek Wakar, Krystian Lupa wraca do domu, „Dziennik”, 22.09.06

 

Peter Asmussen Plaża, przekład: Elżbieta Frątczak-Nowotny, Teatr im. W. Bogusławskiego w Kaliszu

Reżyseria: Rudolf Zioło

Opracowanie muzyczne: Igor Pietraszewski

Konsultacje scenograficzne: Wojciech Stefaniak

Światła: Agnieszka Kot

Asystent reżysera: Michał Wierzbicki

Obsada: Małgorzata Kałędkiewicz, Katarzyna Kilar, Michał Grzybowski, Michał Wierzbicki

Czas trwania: 2 godz. (bez przerwy)

Premiera: 11 października 2008 r.

 

Peter Asmussen w Polsce znany był dotąd ze współpracy z Larsem von Trierem przy tworzeniu scenariusza Przełamując fale z 1996 roku. Filmu, który zaskoczył nawet najwierniejszych zwolenników duńskiego reżysera. (…) Plaża, po którą sięgnął kaliski Teatr im. Bogusławskiego, jest jednym z bardziej znanych na świecie dramatów Asmussena (wystawianym w Danii, Niemczech, Francji, we Włoszech, w Anglii, Rumunii i Szwecji). Polską prapremierę, bardzo dobrze przyjętą przez krytykę i publiczność, dwa lata temu dała Iwona Kempa w toruńskim Teatrze im. Horzycy. (…) Plaża mogłaby zostać zekranizowana przez von Triera. Ale wówczas pojawiłoby się ryzyko, że jej konstrukcja formalna zostałaby wypaczona. Asmussen jest bowiem rzetelnym, dociekliwym czytelnikiem Henryka Ibsena, Augusta Strindberga i widzem Ingmara Bergmana. I bliżej mu do skandynawskiej surowości ocen, powściągliwości uczuć, emocjonalnego chłodu (przykrywającego wprawdzie wewnętrzną burzę, ale nie ulegającego jej). Lars von Trier bardzo łatwo zrobiłby z tego psychodramę, bebechowatą wiwisekcję pogubionych emocjonalnie trzydziestolatków.

Michał Mizera, Surfing generation, „Teatr”, grudzień 2008

Bohaterowi Plaży, to zwykli ludzie, niczym szczególnym się nie wyróżniający. Ani bogaci, ani biedni. Ani ludzie sukcesu, ani życiowi nieudacznicy. Nie specjalnie inteligentni, ale też nie prymitywni. Już nie młodzi, ale jeszcze nie starzy. Ani piękni, ani brzydcy… Ot, po prostu uosobienie przeciętności, szarzyzny i nudy. (…) Zdaje się, że reżyser spektaklu Rudolf Zioło solidnie popracował z aktorami. Na odrobinę reżyserskiego szaleństwa pozwolił sobie dopiero w finale spektaklu, kiedy to niespodziewanie odsłoniło się wielki okno za sceną, ukazując nocny pejzaż miasta i uświadamiając nam, że pod tamtymi dachami też mogą kryć się podobne tragedie. A jednocześnie całą widownię wypełnił narastający szum morza. Jeśli symbolem pustego życia miała być martwa plaża, morze mogłoby być tylko krokiem ku śmierci. Morze, które jak twierdzi właściciel hotelu pomału pochłania ląd i trudno je powstrzymać. I wtedy przybłąkała mi się do głowy piękna, acz mocno już nadużywana, fraza księdza Jana Twardowskiego: „Spieszmy się kochać ludzi, tak szybko odchodzą…”

Bożena Szal-Truszkowska, Spieszmy się kochać, „Ziemia Kaliska”, 22.10.08

 

 

Peter Weiss Marat – Sade, przekład: Andrzej Wirth, Teatr Wierszalin w Supraślu

Reżyseria: Piotr Tomaszuk

Scenografia: Eva Farkasova

Muzyka: Piotr Nazaruk

Obsada: Rafał Gąsowski, Karol Smaczny, Dariusz Zakrzewski, Katarzyna Siergiej, Dariusz Matys, Ewa Gajewska, Maciej Owczarzak, Paulina Karczewska, Paulina Skłodowska

Czas trwania: 2 godz. (bez przerwy)

Premiera: 28 listopada 2008 r.

 

Marat – Sade służy Tomaszukowi do wejścia w piekło domu wariatów. Jesteśmy w przytułku Charenton, na początku XIX wieku, szalony markiz de Sade organizuje dla gości dyrekcji spektakl teatralny z pensjonariuszami w rolach głównych. To ma być opowieść o Wielkiej Rewolucji Francuskiej. O jej pierwszym bohaterze – Maracie – i jego morderczyni Charlotcie Corday. Ale po co rewolucja w domu wariatów? Tomaszuk nie chce o niej opowiadać. Chce ją sądzić. Lider Wierszalina sięga w spektaklu po różne konwencje, jakby markiz jako reżyser nie mógł się zdecydować na jedną tonację. Jest coś w rodzaju Grand Guignol, prawie Opera Żebracza, wyuzdana szopka, bluźniercze misterium. Trzeba pamiętać, że nie tyle słuchamy racji bohaterów, ile oglądamy upośledzonych aktorów amatorów, sterowanych przed de Sade’a. I że on sam jest jakoś niepoczytalnym wyrafinowanie zboczony, zdekonstruowany jako człowiek. Co to za sędzia i na jakim sądzie? Czy łajdak ma prawo ocenia

lepszych, czy tylko gorszych od siebie? „Maracie, co się stało z naszą rewolucją?” – śpiewa u Weissa chór wariatów. Tomaszuk odwraca to pytanie. Jego szaleńcy powinni krzyczeć: „Co się stało z nami za sprawą rewolucji?” Spektakl de Sade’s ma pokazać jej konsekwencje. Szaleństwo i okrucieństwo. Zemsta i orgia. To nowe przykazania nowych czasów.

Łukasz Drewniak, Mdłości de Sade’a, „Dziennik”, 05.12.08

 

 

Utwór sentymentalny na czterech aktorów, Teatr Montownia, Warszawa

Scenariusz: Piotr Cieplak i Teatr Montownia

Reżyseria: Piotr Cieplak

Scenografia i kostiumy: Paulina Czernek

Muzyka: Szaza (Paweł Szamburski / Patryk Zakrocki)

Obsada: Adam Krawczuk, Marcin Perchuć, Rafał Rutkowski, Maciej Wierzbicki

Czas trwania: 2 godz. (bez przerwy)

Premiera: 18 maja 2008 r.

Z bambusa sklecony został szkielet sześcianu, który wyznacza przestrzeń gry. To teatr, który zarazem jest światem: przed rozpoczęciem widowiska zasłaniają go tekturowe rolety z papierowymi wydzierankami, które swoim kształtem z grubsza przypominają kontynenty. Gdy rolety opadną, zdumionym oczom widzów ukazuje się osobliwa rzeczywistość, cała wycięta, wydarta lub sklejona z tektury i papieru, podzielona na swego rodzaju domeny, przypisane czterem postaciom, z których każda reprezentuje wyraźny, nawet rozmyślnie przerysowany typ człowieka, przezywającego po swojemu i samotnie cykl nocy i dni. Spektakl odbywa się bez słów, po części zbliża się do pantomimy (to zresztą młodzieńcza fascynacja Cieplaka, widziałem go jako mima występującego gościnnie w dyplomowym przedstawieniu PWST w czasach, gdy studiowała jeszcze wiedze o teatrze). Pociągnięcie za sznurek, pokręcenie jakąś korbką, zwinięcie albo rozwinięcie rolety czy rozłożenie tekturowego parawanu sprawia, że przestrzeń wypełnia się ruchem, a mnożące się formy z papieru stają się dwuznacznym i kruchym znakiem cudowności ujawnionej na chwilę w najpospolitszej materii. To jest zresztą stały element Cieplaka, który zakotwiczoną w wierze akceptację życia wywodzi z namysłu nad mądrością Eklezjasty, ale także z fascynacji „szarymi eminencjami zachwytu” Białoszewskiego i „studium przedmiotu” Herberta. Gdy patrzę na to przedstawienie, drogi skojarzeń wiodą mnie, być może wbrew jakiejkolwiek intencji reżysera, ku jeszcze innym kontekstom…

Janusz Majcherek, Świat wycięty, wydarty z tektury, „Gazeta Wyborcza”, 20.05.08

 

Rzeczywistość opowiedziana ruchem, gestem i graną na żywo muzyką nawiązuje do dziecięcego snu. Ta godzinna opowieść przyciąga uwagę widzów swą magią. Patrząc na świetnie zestrojony kwartet aktorski, przypominamy sobie własne zabawy z dzieciństwa. Powracamy do świata najprostszych uczuć i doznań. Do wyobraźni, która kawałek papieru potrafiła zamienić w najbardziej skomplikowane przedmioty. (…) Utwór… to rzecz o wzruszeniu, cieple i pięknych emocjach, a także o kruchości życia, bo ten świat ze sznurków i papieru przy mocniejszym dmuchnięciu wiatru bardzo łatwo może się rozpaść. Kiedy po obejrzeniu sztuki w wielu innych teatrach człowiek wpada w depresję, męczą go nocne koszmary i prześladują psychopatyczne wizje, odtrutką na to może być świat Piotra Cieplaka. On poszerza nam wyobraźnię i przywraca nadzieję.

Jan Bończa-Szabłowski, Oswajanie świata, „Rzeczpospolita” 23.05.08

 

 

Ingmar Bergman Rozmowy poufne, Teatr im. J. Słowackiego w Krakowie

Reżyseria, opracowanie tekstu, opracowanie muzyczne: Iwona Kempa

Scenografia: Iwona Kempa, Anna Sekuła

Kostiumy: Anna Sekuła

Obsada: Bożena Adamek, Dominika Bednarczyk, Joanna Mastalerz, Anna Tomaszewska, Tomasz Augustynowicz, Tomasz Międzik, Sławomir Maciejewski

Czas trwania:

1 godz. 45 min (bez przerwy)

Premiera: 18 października 2008

Gorzki Bergman w świetnym spektaklu Iwony Kempy. Światowa sceniczna prapremiera scenariusza Bergmana to teatr intymny. Wsłuchany w aktora, skupiony na psychologicznych detalach. (…) Kempa wchodzi ze swoimi reżyserskim emocjami w Bergmanowskie medytacje o miłości, wierności i małżeństwie. Na pozór oprawia tę historię w skromną, ściszoną narrację. Ale gdzieś pod powierzchnią, pod skórą aktorów huczy od namiętności, nagromadzonych przez lata urazów i lęków. Reżyserka nigdy jeszcze nie była w swoim teatrze tak blisko głównej postaci. Pokazuje zdeterminowaną kobietę na tle ludzi słabych, niepewnych swoich racji. Dominika Bednarczyk pięknie i bezwzględnie walczy o swój bolesny, kobiecy egoizm. Stawia miłość ponad rodzinę, dzieci, moralność, sumienie. I wie, że robi dobrze, Wie, że kiedyś trzeba zrobić ten krok, spróbować stworzyć coś, co jest poza codziennym banałem. Jeśli tego nie zrobi, będzie przeklinała własne tchórzostwo do końca życia.

Łukasza Drewniak, Edukacja Anny, „Przekrój”, 06.11.08

Tło dla tej historii o wewnętrznej destrukcji i bolesnym doświadczaniu życia jest dyskretne i eleganckie – czarna scena, kilka skromnych, ale dobrego gatunku starych sprzętów, starannie i ze smakiem dobrane kostiumy. Oglądanie spektaklu przypomina przeglądanie albumu ze starymi fotografiami – tyle że ożywionymi i opowiadającymi wcale nie sentymentalne historie.

Joanna Targoń, Album Bergmana, „Gazeta Wyborcza”, 23.10.08

 

 

Witold Gombrowicz Kosmos, Teatr Narodowy, Warszawa

Adaptacja i reżyseria: Jerzy Jarocki

Scenografia: Jerzy Juk Kowarski

Muzyka: Stanisław Radwan

Asystent reżysera: Anna Turowiec

Staż reżyserski: Pia Partum (AT)

Asystent scenografa: Jadwiga Michalska, Ania Trzaskowska

Realizatorzy dźwięku: Maciej Rybicki, Marek Wojtulanis

Realizatorzy światła: Krzysztof Trzaskowski, Zbigniew Madziarski, Andrzej Szwaczyk

Obsada: Oskar Hamerski, Marcin Hycnar, Zbigniew Zapasiewicz (gościnnie), Anna Seniuk, Małgorzata Kożuchowska, Mariusz Banszewski, Beata Fudalej, Bartłomiej Bobrowski, Kamilla Baar, Wojciech Solarz, Robert jarociński, Marta Chodorowska (gościnnie)

Czas trwania: 2 godz. 50 min (1 przerwa)

Premiera: 16 października 2005

Jarocki żegna się z Gombrowiczem w stylu czarnej mszy, karnawału psychoz i obsesji. Najdojrzalsza powieść pisarza to zarazem najbardziej gorzkie dzieło reżysera. Gdy w finale tej mszy spada deszcz i wszyscy rozsypują się niczym cząsteczki Browna, staje się jasne, że żaden porządek – boski czy szatański – nie jest możliwy. Każde, najdrobniejsze nawet zdarzenie tworzy nowy kontekst, w którym chwila uniesienia może zostać skompromitowana. Jarockiemu udało się uniknąć pustego błazeństwa scenek rodzajowych, jakie zwykle ubarwiają realizacje Gombrowicza. Jego Kosmos pokazuje zarówno gwiazdy (doskonałe kreacje aktorskie), jak i czarne dziury ludzkiej psychiki. (…) Jarocki zobaczył w tej powieści osobisty dramat doświadczonego przez życie człowieka. Człowieka, który startuje po raz kolejny z punktu zero, by z plamek i patyczków zbudować bezpieczną rzeczywistość.

Joanna Derkaczew, Czarny karnawał, „Gazeta Wyborcza”, 21.10.05

Kosmos uważam za najlepsze przedstawienie Jerzego Jarockiego od pamiętnego Ślubu Gombrowicza w krakowskim Starym Teatrze przed 14 laty. Ma tę sama temperaturę emocjonalną i zaskakującą zmienność w budowaniu nastrojów oraz napięć między tym, co trzeźwe i mocno stąpające po ziemi, a tym, co irracjonalne.

Janusz R. Kowalczyk, Obsesyjne poprawianie natury, „Rzeczpospolita” 18.10.05

 

Spowiedź w Tanacu na podstawie powieści dziennikarskiej Tatiany Niculescu Bran, Teatr Odeon, Bukareszt

Reżyseria: Andrei Şerban

Elementy scenograficzne: Oana Lăzar

Filmowanie dokumentalne: Mirel Bran

Obsada: Csilla Albert, Richard Balint, Ionut Caraş, Ramona Dumitrean, Cristian Grosu, Cătălin Herlo, Cristina Holtzli, Nicoleta Lefter, Mara Opriş, Relu Poalelungi, Andrea Tokai, Florentina Tilea, Tatiana Niculescu Bran Czas trwania: 1 godz. 40 min (bez przerwy)

Premiera: październik 2007

Koprodukcja Teatru Odeon i Rumuńskiego Instytutu Kultury. Spektakl zrealizowany z inicjatywy Rumuńskiego Instytutu Kultury w Nowym Jorku w ramach Akademii Wędrownej Andreia Şerbana.

Grany w Nowym Jorku, Paryżu, Bukareszcie i w innych miastach Rumunii spektakl Spowiedź w Tanacu, z następującymi po nim rozmowami z publicznością, zdołał wywołać prawdziwą debatę na temat odpowiedzialności ludzi i instytucji w tworzeniu nowoczesnego społeczeństwa rumuńskiego. Wychodząc od rekonstrukcji faktów w Spowiedzi w Tanacu, Şerban nie stworzył „zwykłego” przedstawienia, lecz dramat-misterium, wydarzenie wspólnoty egzystencjalnej między aktorami, którzy odgrywają „dramat-religijny-z-tematem-biblijnym-w-kontekście-nowowczesnym” a publicznością, która asystuje w sztuce z poczuciem uczestnictwa w misterium życia, ekstazy, nędzy, szaleństwa i śmierci. Wpływ jest bardzo silny. Pragnienie prawdy, które znalazło się u podstawy poszukiwań Tatiany Niculescu Bran, i które przyniosło świetną książkę, zostało przekształcone przez Andreia Şerbana w nadzwyczajne przedstawienie, w którym przemożne jest niezwykle subtelne połączenie bezwzględnej przejrzystości rekonstrukcji stanów duchowych, współczucie dla zagubionych i zmarłych, oraz głęboki szacunek dla wszystkich nieszczęsnych aktorów z Tanacu. Lekcja prawdy, ofiarowana poprzez lekcje miłości, która wzrasta poprzez akceptację, podobnie jak korzy się poprzez osądzenie.

Horia Roman-Patapievici, Evenimentul zilei

Spektakl Şerbana ma diabelski rytm, bez wielu momentów wytchnienia. Sceny łączą się z niewiarygodną naturalnością, od repliki po zmianę perspektywy, aktorzy schodzą się do publiczności, sprowadzając teatr do sfery naszej codziennej egzystencji, zachowując go jednak, jednocześnie w bliskości niuansów tragedii antycznej. Projekcje wideo, fragmenty filmu dokumentalnego ze sprawozdaniami-wywiadami ludzi uwikłanych w sprawy Tanacu, są dublowane scenicznie, w lustrze, przez aktorów, wywołując wrażenie poruszającej autentyczności. Wszystko jest żywe, wszystko jest nagłe, wszystko jest nieuniknione.

Călin Ciobotari, Flacăra Iaşului

 

 

Friedrich Dürrenmatt Wizyta starszej pani przekład: Marcel Reich-Ranicki i Andrzej Wirth, Teatr Współczesny w Szczecinie

Reżyseria: Michał Zadara

Scenografia: Thomas Harzem

Kostiumy: Julia Kornacka

Reżyseria światła: Ewa Garniec

Opracowanie muzyki: Jacek Szymkiewicz, Michał Zadara

Obsada: Anna Januszewska, Iwona Kowalska, Grażyna Madej, Marta Szymkiewicz, Mirosław Guzowski, Grzegorz Młudzik, Konrad Pawicki, Jacek Piątkowski, Przemysław Walich

Czas trwania: 3 godz. 40 min (2 przerwy)

Premiera: 1 marca 2008

Sztuka szwajcarskiego dramaturga jest dość zwodnicza w odbiorze, gdyż poniekąd sama zmusza do parafialnej interpretacji: za pieniądze można kupić sprawiedliwość od każdego. Pewnie nie bez przyczyny utwór ten przed laty otrzymał status „lektury szkolnej uzupełniającej”, a cały korpus dzieł Friedricha Dürrenmatta został obdarzony epitetem „dydaktyczny”. Świadczy to źle nie tyle o samym talencie pisarza (autor Obietnicy jest przecież interesujący właśnie ze względu na eksperymenty na etycznych kategoriach), co raczej świadczy o poziomie interpretacji sztuki. Zatem ambitny reżyser Wizyty starszej pani musi przede wszystkim wypracować taką wizję, która przezwyciężyłaby banalną fabułę i w konsekwencji pomogła stworzyć ryzykowny, ale autorski projekt. W moim przekonaniu Michał Zadara szczęśliwie „przełamał” Dürrenmatta i zaproponował nową, intrygująca opowieść. (…) Szczecińska inscenizacja „wyostrza” nastrój dramatu, a jednocześnie jest także zawadiackim demontażem Dürrenmattowskiego oryginału. Status świata w spektaklu Zadary jest bowiem bardzo umowny, powiedziałbym: perwersyjnie umowny. Aktorzy nie są przypisani jednej roli, swobodnie wcielają się w różne postaci; co więcej, poza kilkoma wyjątkami, bohaterowie nie posiadają wyrazistej tożsamości, toteż nie zawsze wiemy, kto mówi lub działa. Dürrenmatt napisał w swoim posłowiu (jest ono przedrukowane w programie) kluczowe zdanie: „Należy poprzestać na moich pomysłach i zrezygnować z głębi”. Otóż polski reżyser stworzył rzecz, która w sposób przekonujący argumentuje, że: po pierwsze, nie należy poprzestawać na autorskich propozycjach, a po drugie: radykalne przełamanie wyrazistego (ale i zwodniczego) przesłania owocuje stworzeniem intrygująco przepastnej przestrzeni.

Michał Larek, Przełamując Dürrenmatta, „Teatr” nr 5, 2008


BIP